niedziela, 28 września 2014

Lucy

               Ostatnio moja przyjaciółka pokazała mi zwiastun filmu "Lucy", niesamowicie zaintrygował mnie zamysł filmu. Jednak na całym filmie się lekko zawiodłam. Niestety okazało się, że wątek użyty w zwiastunie został właśnie w zwiastunie wyczerpany. Film jest aż boleśnie jednowątkowy. Brak mu jakichś emocji. Ratuję go momentami muzyka w tle, jak podczas pościgu z policją. Ma się wrażenie, że zaraz zaśnie i nagle reżyser dorzuca nam trochę adrenaliny byśmy byli w stanie dotrwać do końca. 
               Scarlett Johansson jak zwykle świetnie odnajduję się w filmie Sci-Fi. Aż biję od niej naturalnością. Przez całą przemianę jej twarz nie wykazuję nawet najmniejszej emocji- co po prostu  zachwyca. Pomysł na film jest bardzo ciekawy, wykonanie również. Lecz po oglądaniu tego filmu ponad godzinę miałam wrażenie, że minęło z 10 minut. I nie dlatego, że był tak dobry. Powodem był brak wątków. Nie wiem czy to wina tego, że w życiu widziałam tyle filmów, ale ostatnio w wielu filmach zauważam problem jednego wątku. Zamiast dorzucić kilka ciekawych momentów reżyser kurczowo trzyma się ogółu scenariusza, tak jakby bał się go puścić. Niestety to nie jest dobre dla filmu. Oglądając go po prostu ma się wrażenie, że jest zrobiony na odczepnego. Zakończenie niczego sobie, bardzo ciekawy pomysł gdyby nie fakt, że film kończy się tak szybko. Pomijając moment w którym cofa się do ery dinozaurów. Co to miało być? 
               Film oceniam na 4/10 ze względu na przyjemne dla oka efekty specjalne, ciekawy ogół scenariusza i brawurowo odegraną rolę przez Scarlett Johansson. Niestety film urywa się w momencie w którym akcja powinna się dopiero zacząć rozgrywać. Coś jakby cały film był wstępem i zabrakło rozwinięcia i zakończenia.
               Jednak film polecam w szczególności fanom Sci-Fi, ale nie szukajcie tu cudu bo się zawiedziecie. 
Poniżej screen na którym doskonale widać 
twarz filmowej Lucy odartą z jakichkolwiek emocji.
3mać się!



czwartek, 25 września 2014

Miasto 44

               Dziś wybrałam się wraz z klasą do kina na "Miasto 44", w sumie z przymusu. Film łączy cztery fakty których nienawidzę- jest filmem polskim, dramat, romans, wojenny. Po prostu myślałam, że będzie dla mnie katorgą przesiedzieć ten film. Wiele ludzi pewno tak jak ja pójdzie na ten film albo ze względu na szkołę, albo dlatego, że zaciekawi ich opis. Jednak reżyser sprawnie na początku filmu dorzuca parę słów o tym jak to było podczas powstania, za czasów wojny, jak bezlitośni byli Niemcy. I w tym momencie zmieniłam swój pogląd na ten film. Zanim film się rozpoczął był króciutki zwiastun i już wtedy wiedziałam, że ten film mi się spodoba. Uważam, że idąc na ten film powinniśmy nastawić się na to, że taka historia 70 lat temu miała miejsce i to nie jedna. Przede wszystkim odradzam oglądanie zwiastuna i czytanie opisu- najlepiej usiąść na fotelu w kinie i dać się pochłonąć magii kina.
               Film jest przepiękny, opowiada historię dwójki zakochanych ludzi- i tu może się wydawać "a bo to raz coś takiego oglądałem/am?"- lecz zwróćmy uwagę na to, że jesteśmy Polakami a ten film właśnie przestawia realia polskie z przed 70 lat. Wiele fragmentów filmu jest niewyobrażalnie wzruszających. Sceny głównego bohatera z matką przyprawiają o porządne dreszcze. Cóż jest też parę momentów które nie wiadomo czy zaliczyć do plusów czy minusów. Lecz na pewno reżyserowi udało się zaskoczyć nimi widza, jak na przykład scena erotyczna rozegrana w dubstepowym rytmie utworu Skrillexa. Wrzucono również kilka piosenek Czesława Niemena, gdzie można zastąpić by je czymś bardziej łapiącym za serce. Ogromnie brakowało mi momentu odśpiewania hymnu polskiego przez naszych żołnierzy i mówię to z żalem serca, największy minus całego filmu. Wiele scen jest jakby przesadzonych (screen pod notką będzie przedstawiał właśnie tą scenę), na przykład moment w którym Stefan z przeogromnym uczuciem całuję swoją ukochaną, a wkoło nich latają- wręcz oplatając ich- pociski broni palnej. Ale jest to świetna odskocznia od panującego wkoło dramatu. Pięknie dopracowane sceny walki. Cudowne ukazanie tego jak silnym krajem jesteśmy i nawet przy największych problemach walczymy nie mając szans. Niesamowicie ukazane wątki przyjaźni, oddawanie życia za swojego przyjaciela. Gorąca miłość, namiętność w trakcie okrutnych okupacji. Film świetnie oddaję całą grozę, super efekty, z postaci nie zrobiono superbohaterów, załamują się i kompletnie odtrącają to co rzeczywiste, tryskająca krew i rany bardzo realistyczne. Jedną ze scen która złapała mnie za serce było gdy Beksa wykrzyczał "Świat wam nigdy tego nie zapomni!"
               Dla mnie film okazał się arcydziełem, ponieważ spodziewałam się tandetnego gó*na za przeproszeniem.  Mam nadzieję, że polskie kino zaczyna iść w dobrym kierunku. Urzekła mnie wręcz ostatnia scena a w sumie widok, od trzech godzin szukam filmu na internecie by zrobić zrzut ekranu niestety na próżno. Scena ta przedstawia Warszawę w ogniu, oglądając ją siedziałam jak wmurowana i nie byłam wstanie się poruszyć, miałam wrażenie, że będzie to trwać wieczność. Po upływie kilkunastu sekund obraz zaczyna zmieniać się i ukazywać nagranie z tego samego miejsca wykonane teraz w 2014 roku, gdzie widać jak dużo Polacy musieli włożyć pracy w odbudowanie Warszawy.
               Film jeszcze raz polecam! A najlepiej obejrzeć go nie czytając opisu, ani nie oglądając zwiastuna. 3mać się!

niedziela, 21 września 2014

Wspomnienia z wakacji

               Brakuję mi tych wakacji niesamowicie. Chyba jedne z najbardziej spokojnych wakacji w moim życiu, a jednocześnie najciekawszych. W sumie od dawna nie miałam tak spokojnego okresu w życiu. Niestety to pewno jedynie spokój przed burzą.
               Nie mogę powiedzieć, że obyło się bez imprez, ognisk czy wypadów ze znajomymi. Ale wszystko to odbywało się w dziwnie spokojnym otoczeniu.  
               Wielokrotnie w wakacje patrząc na turystów dostawałam hopla przez ich zachowanie. Nie cierpię turystów, tego co robią z tego przyjemnego miasta. Tych korków i ciągłych wrzasków. A o zaśmiecaniu plaży to nie wspomnę. Mimo wszystko jednak te wakacje były mega przyjemne. Nawet poprawki nie utrudniały mi spędzania wakacji na odpoczynku. Mogłam więcej czasu poświęcić koniom jak i fotografii co mi na dobre wyszło. W Ustce kilka razy odbyły się zabawy z uczestnikami Warsaw Shore, poszłam ze względu na to, że wiedziałam, że impreza będzie świetna. No cóż i tak było. Jedynym minusem było oglądanie mord które wybiły się na chlaniu przed kamerą. Ale cóż jeśli to jest autorytet to ja serio zbyt już wydoroślałam a wręcz weszłam w wiek średni. Nie mogę ogarnąć tego całego zachwytu Nimi, jak i robienia z nich wielkich gwiazd.
               Oprócz koni czy fotografii sporo czasu spędziłam na wypadach nad jezioro, ogniskach, grillach czy meczach 
piłki siatkowej na plaży. Nie żebyśmy byli dobrzy- w sumie robiliśmy za klauny próbując grać przy ludziach. Przynajmniej było wesoło.
Poniżej kilka zdjęć jeszcze z wakacji. 3mać się!
Na końcu parę zdjęć z koncertu Rafała Brzozowskiego i Ewy Farny.
















         

sobota, 20 września 2014

Wracam z uśmiechem na twarzy

                     Czemu z uśmiechem? Bo w końcu wzięłam się za siebie i swoje życie. Wydoroślałam i zaczęłam przejmować się swoją przyszłością. Nie powiem, że wszystkie głupie pomysły zniknęły, ale powoli wkraczam w życie dorosłych- tak jak to wszyscy ode mnie już wymagali. 
             Zdałam! Tak tu dużo by opowiadać, ale jest to odpowiedź na wszelkie pytania ''czemu nie ma Cię na żadnych stronach?". Ważne, że zdałam. Że ten rok zaczęłam spokojnie z dobrymi ocenami. W sumie zmieniłam po raz kolejny towarzystwo i chyba to też dało mi do zrozumienia, że warto dorosnąć. Bo może i kiedyś byłam niesfornym i wrednym bachorem, ale się zmieniłam i obecnie została tylko aluzja starej mnie. Mam zamiar powrócić do systematyczności tutaj jak i w życiu codziennym. Powrócić do jazdy konnej i fotografii.
              W maju miałam chwilę zwątpienia w to, że będzie dobrze, miałam wrażenie, że wszystko wali mi się na głowę w ciągu miesiąca. Nie dość, że na koniec poprawa ocen to i wszystko w koło zaczęło robić na złość. Pierwsza paskudna wiadomość to początek maja gdy uśpiono mojego psa. Miałam ją od dziecka w sumie odkąd pamiętam. Byłam do niej niezmiernie przywiązana i do tej pory nie pogodziłam się z tym, że ją straciłam. Na dniach po tym moja Mama znów trafiła do szpitala i była tam przeszło miesiąc. Codzienne wizyty u niej również nie były niczym przyjemnym i ta świadomość, że nie jest lepiej (dziś jest już bardzo dobrze- a nawet właśnie na mnie krzyczy). W trakcie pobytu mojej mamy w szpitalu została sprzedana klacz którą się opiekowałam. Cios był najgorszy dlatego, że podobno poszła na rzeź a ja nie mogłam nic zrobić. Osoba która ją kupiła powiedziała, że w żadnym razie na rzeź tylko do rekreacji i w to chce wierzyć. Jeżeli to nie jest prawda wole wierzyć w kłamstwo bo do tej pory wzbierają mi łzy w oczach gdy przypomina mi się jak rżała za mną odjeżdżając. Jedyny koń z którym łączyła mnie taka więź. Na domiar złego pod koniec maja na ostatnią chwilę nauczyciel dorzucił mi jedynkę na koniec co skutkowało dodatkowym stresem. Jednak dałam radę, w wakacje miałam poprawki i udało mi się. W końcu wyszłam na prostą.
    Poniżej kilka zdjęć które wykonałam podczas wakacji, nowości to nie są, ale dla was owszem. Więc miłego dnia życzę! 3mać się!